niedziela, 27 sierpnia 2017

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Mimo późnej pory i niskiej temperatury powietrza, błonia Hogwartu nie stały puste. Przy wielkim dębie, bardzo blisko jeziora siedział przystojny, blond włosy mężczyzna. Był tam sam, ze skupieniem wpatrywał się w taflę wody, mimo iż myślami był całkiem gdzie indziej. Głowę Dracona Malfoya zaprzątała pewna osoba. Chłopak od miesiąca zastanawiał się, kto zaatakował tamtą dziewczynkę. Ciągle zwracał uwagę na wszystkich uczniów, szukając w ich zachowaniu czegoś dziwnego. Ale to było na nic. Ślizgon martwił się o swoją matkę. Wiedział, co mogą zrobić jej ci ludzie za zdradę. On sam nie był w lepszej sytuacji, jednak na sobie mu nie zależało. Chciał zrobić wszystko, aby Narcyza była bezpieczna. Draco zdawał sobie sprawę, że nikt, nie licząc swoich przyjaciół, nie podejrzewa go takie uczucia. Wiedział, że dla większości, jak nie dla wszystkich jest tylko dupkiem bez serca. Nie martwiło go to.

Draco od początku roku starał się ignorować wszystkich, nie chciał wplątywać się w bezsensowne kłótnie, jeśli nie musiał. Kiedyś czerpał z tego chorą satysfakcję. Kochał ubliżać innym, bo wtedy widział uznanie w oczach ojca. Dopiero na bitwie przekonał się, jakim potworem jest Lucjusz Malfoy. Nie interesował się nim, był tylko zabawką w jego dłoniach. Czarę goryczy przelał fakt, jak chciał uciec niczym tchórz z pola bitwy, zostawiając samych sobie żonę i syna, a tym samym narażając ich na gniew Czarnego Pana. Draco nie miał obsesji na punkcie czystości krwi. Mimo iż często obrażał mugolaków to nigdy tak naprawdę nie rozumiał tej idei.

O Draconie Malfoyu krążyły różne plotki, z czego prawie wszystkie zostały wyssane z palca. Największą i zarazem najbardziej popularną był fakt, że chłopak spał z połową dziewczyn w Hogwarcie. Ślizgon nie wyprowadzał nikogo z błędu, w jakiś tam sposób imponowało mu to. Draco doskonale wiedział, jak działa na dziewczyny.

- Jeju Smoku, gdzież Ty był? – przerwał jego przemyślenia zdyszany Blaise. Zabini, znalazł sposób na odreagowanie wspomnień wojennych w zabawach. Przystojny, pełen dobrego humoru był oblężony przez dziewczyny, choć nie aż tak jak Draco.
- Co jest?- spytał obojętnie blond włosy chłopak, w ogóle nie zwracając uwagi na pytanie zadane przez przyjaciela.

Diabeł westchnął i pokręcił głową, jednak zaraz wrócił mu dobry humor.

- Impreza!!!- krzyknął.
- Nie drzyj się tak, gdzie?- wiadomość o dobrej muzyce i ognistej sprawiła, że arystokrata zaczął wykazywać zainteresowanie.
- W pokoju życzeń! Jakiś tam krukon czy puchon ma urodziny i zaprasza wszystkich, tylko ognista we własnym zakresie.
- To oni wiedzą, że istnieje coś takiego jak impreza?- prychnął, na co Zabini parsknął śmiechem.

Dwójka przyjaciół ruszyła do zamku, aby przygotować się na zabawę.


***
- Diable, czy ty widzisz to, co ja?- zagadnął zdumiony blondyn.

Cóż widok dwóch trzech niepałających do siebie sympatią dziewczyn z dwóch różnych domów zaszokowałby każdego.

- Ooo, nasza Pansy znalazła sobie przyjaciółki- krzyknął Blaise- chodźmy do nich!- czarnoskóremu aż się oczy zaświeciły na myśl o wieczorze z tą rudą pięknością. Nikt nie wiedział o tym, że najmłodsza latorośl Weasleyów podoba się Zabiniemu. Chłopak jednak doskonale zdawał sobie sprawę, że jej wybrankiem serca jest wybawca świata czarodziejów. Dlatego nigdy nic nie robił w tym kierunku, aby ją bliżej poznać. Nie wierzył w miłość. Wychowany w domu z matką, która mężczyzn zmieniała jak rękawiczki, nie poznał nigdy znaczenia tego uczucia.
- Co? Ty zwariowałeś – warknął Smok, Niechciał spędzać wieczoru z dwoma gryfonkami. Niech jeszcze doczłapie się Potter i Łasica; świetna impreza –pomyślał.
- Trzeba przecież Dygotkę uratować w razie czego- powiedział bardzo poważnie Blaise, choć w środku aż kipiał ze śmiechu. Wiedział jednak, że to jedyny sposób, aby do nich podejść, a kilka szklaneczek ognistej dodawało mu  odwagi.

Draco westchnął, ale posłusznie ruszył za przyjacielem. Co zdarzało się bardzo, bardzo rzadko.


***


Hermiona Granger siedziała przy jednej z kanap, oczekując na swoją przyjaciółkę. Dziewczyna bardzo cieszyła się z powodu imprezy. Dawno na żadnej nie była i zaczynało jej trochę brakować tego klimatu i atmosfery. Hermiona kochała tańczyć na przyciemnionym parkiecie wśród ruszających się w rytmie ludzi. Uwielbiała moment, gdy dawała się ponieść muzyce, wyzbywała się wtedy wszystkich smutków i problemów. Kasztanowłosa lubiła również te wszystkie kolorowe drinki. Zawsze piła jednak rozsądnie. Znała swój umiar i potrafiła przerwać. Dzięki temu nigdy nie upiła się tak; żeby następnego dnia niczego nie pamiętać. Dziewczyna należała do rzadkich i wyjątkowych osób, które po spożytym alkoholu nie odczuwają żadnych skutków ubocznych; może jedynie zmęczenie, spowodowane długimi minutami na parkiecie. Hermiona doskonale pamiętała, jak zawsze, gdy z Ginny, Harrym i Ronem wracali imprez i zawsze ona musiała naszykować butelki z wodą i eliksirem na kaca. Takie wspólne wypady były jednak teraz rzadkością. W wakacje do klubów wychodziła tylko z przyjaciółką. Mimo iż trwała żałoba po bitwie czasem znikały, by ponieść się muzyce. Nie była to wtedy forma zabawy, a raczej uwolnienia od przytłaczających wspomnień, które wracały zaraz po opuszczeniu parkietu. Ron nie lubił tańczyć i zawsze jak znalazł jakąś dobrą wymówkę nie dawał się namówić, a Harry przez okres wakacyjny pracował w ministerstwie, więc nie miał siły na tańce.

- Hej Herm- powiedziała czarnowłosa dziewczyna- Mogę się dosiąść?
- Jasne Pansy- odpowiedziała Hermiona posyłając jej ciepły uśmiech.

Hermiona Granger i Pansy Parkinson od czasu pierwszego spotkania w sprawie eliksiru, zaczęły ze sobą rozmawiać. Rozumiały się i dobrze czuły w swoim towarzystwie. Obie jednak miały do siebie lekki dystans. Żadna otwarcie nie nazwała ich relacji. Kasztanowłosa nie chciała zostać wyśmiana przez ślizgonke, jeśli nazwałaby ją przyjaciółką. Pansy za to, niepokoiła się, że dziewczyna mogłaby tego nie odwzajemnić, w końcu ma już Ginny. Czarnowłosa od początku roku trzymała się tylko z chłopakami. Od czasu, gdy przestała na każdym kroku oglądać się za chłopakami (wyłącznie bogatymi i z dobrym nazwiskiem), nie ubierała ani malowała jak pani do towarzystwa, nie obrażała każdego  i zaczęła skupiać się na nauce, jej dotychczasowe „przyjaciółki” odwróciły się od niej. Jednak fakt, że przyjaźniła się z Draco, Teo i Blaisem sprawił, że była szanowana w Slytherinie.

- Ty tak sama?- zapytała zdziwiona dziewczyna.
- Nie, czekam na Ginny.. O! Właśnie idzie- krzyknęła. Pansy za nic nie wiedziała jak się zachować, gdyż obie, wcześniej za sobą nie przepadały.
- Cześć!- Ruda usiadła między dziewczynami- Ginewra Weasley, ale mów mi Ginny- powiedziała, podając dłoń Czarnowłosej.
- Pansy Parkinson- uścisnęła jej dłoń, niepewnie się uśmiechając.

Dziewczyny pogrążyły się w rozmowie, a całe napięcie spadło. Osoby, które przyglądały im się z boku zgodnie mogli, by stwierdzić, że wyglądały jak trzy przyjaciółki znające się od zawsze. Tę rozmowę przerwało pojawienie się dwójki bardzo przystojnych mężczyzn.

- Witaajcie piękne panie!- krzyknął Blaise z uśmiechem na ustach, kładąc na stoliku trzy drinki i siadając obok Pansy. Chłopak wziął od Dracona szklankę pełną whiskey i poklepał miejsce obok siebie.


Draco rzucił mu mordercze spojrzenie, ale usiadł posłusznie i szybko wypił pół zawartości swojej szklanki z bursztynowym płynem. Nastała krępująca cisza.


- Macie drinki – powiedział czarnoskóry, żeby rozładować napięcie pokazując na trzy kolorowe alkohole.
- Dzięki Blaise – odezwały się równo trzy dziewczyny.
- A gdzie macie Teo?- zapytała chłopaków Pansy.
- Powiedział, że musi się uczyć- Draco wypluł ostatnie słowo, nie rozumiał tego. Teodor był bardzo dobrym uczniem, ale też strasznie ambitnym. Od początku roku cały czas spędzał w książkach, nawet w weekend.


***


Jak to na poczciwych krukonów bywało, impreza trwała do dwudziestej drugiej. Dwie gryfonki jak i trójka ślizgonów nie myślało o tym, żeby zabawę tak szybko skończyć. Draco, Blaise, Pansy, Ginny i Hermiona  przenieśli się do pokoju wspólnego prefektów naczelnych. Kasztanowłosa z szacunku do reszty prefektów, którzy mimo zaproszenia nie chcieli bawić się z wychowankami domu wielkiego Salazara, rzuciła zaklęcie wyciszające. Salon pełen był butelek, muzyka w najlepsze grała. Nikt nie zwracał uwagi na to kto z którego domu pochodzi, w czym oczywiście pomogły promile.


Hermiona Granger, aby chwilę ochłonąć wyszła na balkon, pamiętając, by nie zamknąć przypadkiem drzwi, bo otwierały się one tylko z jednej strony (nie tej z dworu). Mimo iż kręciło jej się w głowie, była dość trzeźwa, oczywiście w porównaniu do reszty towarzyszy. Blaise rozmawiał z rośliną, tak zwanym figowcem w kącie pokoju, przy czym mocno gestykulował. Pansy i Ginny wypłakiwały się w swoje ramiona, a Draco gdzieś zniknął.


Balkon był niewielkich rozmiarów, wcale nieróżniący się od tych mugolskich. Podłoga wypełniona była czarnymi kafelkami, a brązowa balustrada -prosta, metalowa. Nie znajdowało się tam nic, co zazwyczaj bywało na innych balkonach. Żadnych kwiatów, krzeseł, stołów czy leżaków.
- O tu jesteś. Ja tylko na chwilę- powiedziała do Dracona, który opierał się o barierkę, paląc papierosa.
- Spoko Granger, nie zjem cię- odpowiedział, na co dziewczyna wywróciła oczami. Podeszła do balustrady, starając się stać jak najdalej chłopaka. Trwali tak w ciszy, obserwując gwiaździste niebo. Cisza…
- Słyszysz to?- zapytała.
- Niby co, przecież jest… O cholera! – krzyknął, wyrzucił niedopałek papierosa i podszedł do drzwi. Znajdowały się tak blisko, że wykonał cztery małe kroczki, w obecnym stanie robiąc normalne kroki, pewnie straciłby równowagę.
- Zamknięte- powiedział- Granger masz różdżkę, prawda?- zwrócił się do niej, patrząc prosto w jej oczy; znaczy tak myślał, że to są oczy, bo panująca ciemność nie pozwoliła mu tego dokładnie zidentyfikować.
- A Ty nie masz?- zapytała głupio.
- Niee- przeciągnął.



Chwilę wpatrywali się w siebie po czym wybuchli niekontrolowanym śmiechem. Cóż, dwójka wrogów, zamknięta razem, na małym balkonie o pierwszej w nocy, bez różdżek, a ich przyjaciele tak jakby wyparowali, bo po drugiej stronie była kompletna cisza. Zabawne. Czy ktoś zaliczy lot z piątego piętra?


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Czy Draco i Hermiona wyjdą z tego cało? Czy może pożegnamy się, z którymś z głównych bohaterów?
Piszcie co myślicie!
Pozdrawiam,

6 komentarzy:

  1. Oho, coś czuję, że ta ich "mała przygoda" na balkonie może zrodzić jakieś dobre owoce, może zacznie się między nimi coś dziać? I naprawdę bardzo bym nie chciała, żeby się nawzajem z tego balkonu pospychali. :P

    Pozdrawiam,
    melodie-duszy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już w piątek dowiemy się, czy będą jakieś ofiary z tej niecodziennej sytuacji!:)

      Również pozdrawiam i życzę dobrej nocy!

      Usuń
  2. Oj, cos czuje, ze kolejny rozdział moze byc ciekawy. Moze jednak sie nie pozabijają :D dobrze, ze Ginny i Pansy sie jakos dogadały. Ale gdzie siostra Notta? Jestem ciekawa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Sue nie zapomniałam, jednak trzeba na nią troszkę poczekać:D Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Podoba mi się to jak przedstawiłaś Pansy fajnie, że nie jest głupią idiotką ganiającą za Malfoy i cieszę się że dziewczyny tak dobrze się dogadują ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak zawsze Pansy postrzegałam, nie jako głupią lale, ale mądrą dziewczynę,która po prostu miała ciężką przeszłość :)
      Pozdrawiam!

      Usuń

Twój komentarz da mi pełno motywacji!