Mimo późnej pory i niskiej temperatury powietrza, błonia
Hogwartu nie stały puste. Przy wielkim dębie, bardzo blisko jeziora siedział
przystojny, blond włosy mężczyzna. Był tam sam, ze skupieniem wpatrywał się w
taflę wody, mimo iż myślami był całkiem gdzie indziej. Głowę Dracona Malfoya
zaprzątała pewna osoba. Chłopak od miesiąca zastanawiał się, kto zaatakował
tamtą dziewczynkę. Ciągle zwracał uwagę na wszystkich uczniów, szukając w ich
zachowaniu czegoś dziwnego. Ale to było na nic. Ślizgon martwił się o swoją
matkę. Wiedział, co mogą zrobić jej ci ludzie za zdradę. On sam nie był w
lepszej sytuacji, jednak na sobie mu nie zależało. Chciał zrobić wszystko, aby Narcyza
była bezpieczna. Draco zdawał sobie sprawę, że nikt, nie licząc swoich
przyjaciół, nie podejrzewa go takie uczucia. Wiedział, że dla większości, jak
nie dla wszystkich jest tylko dupkiem bez serca. Nie martwiło go to.
Draco od początku roku starał się ignorować wszystkich, nie
chciał wplątywać się w bezsensowne kłótnie, jeśli nie musiał. Kiedyś czerpał z
tego chorą satysfakcję. Kochał ubliżać innym, bo wtedy widział uznanie w oczach
ojca. Dopiero na bitwie przekonał się, jakim potworem jest Lucjusz Malfoy. Nie
interesował się nim, był tylko zabawką w jego dłoniach. Czarę goryczy przelał
fakt, jak chciał uciec niczym tchórz z pola bitwy, zostawiając samych sobie
żonę i syna, a tym samym narażając ich na gniew Czarnego Pana. Draco nie miał
obsesji na punkcie czystości krwi. Mimo iż często obrażał mugolaków to nigdy
tak naprawdę nie rozumiał tej idei.
O Draconie Malfoyu krążyły różne plotki, z czego prawie
wszystkie zostały wyssane z palca. Największą i zarazem najbardziej popularną
był fakt, że chłopak spał z połową dziewczyn w Hogwarcie. Ślizgon nie
wyprowadzał nikogo z błędu, w jakiś tam sposób imponowało mu to. Draco
doskonale wiedział, jak działa na dziewczyny.
- Jeju Smoku, gdzież Ty był? – przerwał jego przemyślenia zdyszany
Blaise. Zabini, znalazł sposób na odreagowanie wspomnień wojennych w zabawach.
Przystojny, pełen dobrego humoru był oblężony przez dziewczyny, choć nie aż tak
jak Draco.
- Co jest?- spytał obojętnie blond włosy chłopak, w ogóle
nie zwracając uwagi na pytanie zadane przez przyjaciela.
Diabeł westchnął i pokręcił głową, jednak zaraz wrócił mu
dobry humor.
- Impreza!!!- krzyknął.
- Nie drzyj się tak, gdzie?- wiadomość o dobrej muzyce i ognistej sprawiła, że arystokrata zaczął wykazywać
zainteresowanie.
- W pokoju życzeń! Jakiś tam krukon czy puchon ma urodziny i
zaprasza wszystkich, tylko ognista we własnym zakresie.
- To oni wiedzą, że istnieje coś takiego jak impreza?- prychnął,
na co Zabini parsknął śmiechem.
Dwójka przyjaciół ruszyła do zamku, aby przygotować się na
zabawę.
***
- Diable, czy ty widzisz to, co ja?- zagadnął zdumiony
blondyn.
Cóż widok dwóch trzech niepałających do siebie sympatią dziewczyn
z dwóch różnych domów zaszokowałby każdego.
- Ooo, nasza Pansy znalazła sobie przyjaciółki- krzyknął
Blaise- chodźmy do nich!- czarnoskóremu aż się oczy zaświeciły na myśl o
wieczorze z tą rudą pięknością. Nikt nie wiedział o tym, że najmłodsza latorośl
Weasleyów podoba się Zabiniemu. Chłopak jednak doskonale zdawał sobie sprawę,
że jej wybrankiem serca jest wybawca świata czarodziejów. Dlatego nigdy nic nie
robił w tym kierunku, aby ją bliżej poznać. Nie wierzył w miłość. Wychowany w
domu z matką, która mężczyzn zmieniała jak rękawiczki, nie poznał nigdy
znaczenia tego uczucia.
- Co? Ty zwariowałeś – warknął Smok, Niechciał spędzać
wieczoru z dwoma gryfonkami. Niech jeszcze doczłapie się Potter i Łasica;
świetna impreza –pomyślał.
- Trzeba przecież Dygotkę uratować w razie czego- powiedział
bardzo poważnie Blaise, choć w środku aż kipiał ze śmiechu. Wiedział jednak, że
to jedyny sposób, aby do nich podejść, a kilka szklaneczek ognistej dodawało mu
odwagi.
Draco westchnął, ale posłusznie ruszył za przyjacielem. Co
zdarzało się bardzo, bardzo rzadko.
***
Hermiona Granger siedziała przy jednej z kanap, oczekując na
swoją przyjaciółkę. Dziewczyna bardzo cieszyła się z powodu imprezy. Dawno na żadnej
nie była i zaczynało jej trochę brakować tego klimatu i atmosfery. Hermiona
kochała tańczyć na przyciemnionym parkiecie wśród ruszających się w rytmie
ludzi. Uwielbiała moment, gdy dawała się ponieść muzyce, wyzbywała się wtedy
wszystkich smutków i problemów. Kasztanowłosa lubiła również te wszystkie kolorowe
drinki. Zawsze piła jednak rozsądnie. Znała swój umiar i potrafiła przerwać.
Dzięki temu nigdy nie upiła się tak; żeby następnego dnia niczego nie pamiętać.
Dziewczyna należała do rzadkich i wyjątkowych osób, które po spożytym alkoholu nie
odczuwają żadnych skutków ubocznych; może jedynie zmęczenie, spowodowane
długimi minutami na parkiecie. Hermiona doskonale pamiętała, jak zawsze, gdy z
Ginny, Harrym i Ronem wracali imprez i zawsze ona musiała naszykować butelki z
wodą i eliksirem na kaca. Takie wspólne wypady były jednak teraz rzadkością. W
wakacje do klubów wychodziła tylko z przyjaciółką. Mimo iż trwała żałoba po
bitwie czasem znikały, by ponieść się muzyce. Nie była to wtedy forma zabawy, a
raczej uwolnienia od przytłaczających wspomnień, które wracały zaraz po opuszczeniu
parkietu. Ron nie lubił tańczyć i zawsze jak znalazł jakąś dobrą wymówkę nie
dawał się namówić, a Harry przez okres wakacyjny pracował w ministerstwie, więc
nie miał siły na tańce.
- Hej Herm- powiedziała czarnowłosa dziewczyna- Mogę się
dosiąść?
- Jasne Pansy- odpowiedziała Hermiona posyłając jej ciepły
uśmiech.
Hermiona Granger i
Pansy Parkinson od czasu pierwszego spotkania w sprawie eliksiru, zaczęły ze
sobą rozmawiać. Rozumiały się i dobrze czuły w swoim towarzystwie. Obie jednak
miały do siebie lekki dystans. Żadna otwarcie nie nazwała ich relacji.
Kasztanowłosa nie chciała zostać wyśmiana przez ślizgonke, jeśli nazwałaby ją
przyjaciółką. Pansy za to, niepokoiła się, że dziewczyna mogłaby tego nie odwzajemnić,
w końcu ma już Ginny. Czarnowłosa od początku roku trzymała się tylko z
chłopakami. Od czasu, gdy przestała na każdym kroku oglądać się za chłopakami
(wyłącznie bogatymi i z dobrym nazwiskiem), nie ubierała ani malowała jak pani
do towarzystwa, nie obrażała każdego i
zaczęła skupiać się na nauce, jej dotychczasowe „przyjaciółki” odwróciły się od
niej. Jednak fakt, że przyjaźniła się z Draco, Teo i Blaisem sprawił, że była
szanowana w Slytherinie.
- Ty tak sama?- zapytała zdziwiona dziewczyna.
- Nie, czekam na Ginny.. O! Właśnie
idzie- krzyknęła. Pansy za nic nie wiedziała jak się zachować, gdyż obie,
wcześniej za sobą nie przepadały.
- Cześć!- Ruda usiadła między
dziewczynami- Ginewra Weasley, ale mów mi Ginny- powiedziała, podając dłoń
Czarnowłosej.
- Pansy Parkinson- uścisnęła jej
dłoń, niepewnie się uśmiechając.
Dziewczyny pogrążyły się w
rozmowie, a całe napięcie spadło. Osoby, które przyglądały im się z boku zgodnie
mogli, by stwierdzić, że wyglądały jak trzy przyjaciółki znające się od zawsze.
Tę rozmowę przerwało pojawienie się dwójki bardzo przystojnych mężczyzn.
- Witaajcie piękne panie!-
krzyknął Blaise z uśmiechem na ustach, kładąc na stoliku trzy drinki i siadając
obok Pansy. Chłopak wziął od Dracona szklankę pełną whiskey i poklepał miejsce
obok siebie.
Draco rzucił mu mordercze
spojrzenie, ale usiadł posłusznie i szybko wypił pół zawartości swojej szklanki
z bursztynowym płynem. Nastała krępująca cisza.
- Macie drinki – powiedział czarnoskóry,
żeby rozładować napięcie pokazując na trzy kolorowe alkohole.
- Dzięki Blaise – odezwały się
równo trzy dziewczyny.
- A gdzie macie Teo?- zapytała
chłopaków Pansy.
- Powiedział, że musi się uczyć-
Draco wypluł ostatnie słowo, nie rozumiał tego. Teodor był bardzo dobrym uczniem,
ale też strasznie ambitnym. Od początku roku cały czas spędzał w książkach,
nawet w weekend.
***
Jak to na poczciwych krukonów bywało,
impreza trwała do dwudziestej drugiej. Dwie gryfonki jak i trójka ślizgonów nie
myślało o tym, żeby zabawę tak szybko skończyć. Draco, Blaise, Pansy, Ginny i Hermiona przenieśli się do pokoju
wspólnego prefektów naczelnych. Kasztanowłosa z szacunku do reszty prefektów, którzy
mimo zaproszenia nie chcieli bawić się z wychowankami domu wielkiego Salazara,
rzuciła zaklęcie wyciszające. Salon pełen był butelek, muzyka w najlepsze
grała. Nikt nie zwracał uwagi na to kto z którego domu pochodzi, w czym oczywiście
pomogły promile.
Hermiona Granger, aby chwilę
ochłonąć wyszła na balkon, pamiętając, by nie zamknąć przypadkiem drzwi, bo
otwierały się one tylko z jednej strony (nie tej z dworu). Mimo iż kręciło jej
się w głowie, była dość trzeźwa, oczywiście w porównaniu do reszty towarzyszy.
Blaise rozmawiał z rośliną, tak zwanym figowcem w kącie pokoju, przy czym mocno
gestykulował. Pansy i Ginny wypłakiwały się w swoje ramiona, a Draco gdzieś zniknął.
Balkon był niewielkich rozmiarów,
wcale nieróżniący się od tych mugolskich. Podłoga wypełniona była czarnymi
kafelkami, a brązowa balustrada -prosta, metalowa. Nie znajdowało się tam nic,
co zazwyczaj bywało na innych balkonach. Żadnych kwiatów, krzeseł, stołów czy leżaków.
- O tu jesteś. Ja tylko na
chwilę- powiedziała do Dracona, który opierał się o barierkę, paląc papierosa.
- Spoko Granger, nie zjem cię-
odpowiedział, na co dziewczyna wywróciła oczami. Podeszła do balustrady,
starając się stać jak najdalej chłopaka. Trwali tak w ciszy, obserwując gwiaździste
niebo. Cisza…
- Słyszysz to?- zapytała.
- Niby co, przecież jest… O
cholera! – krzyknął, wyrzucił niedopałek papierosa i podszedł do drzwi.
Znajdowały się tak blisko, że wykonał cztery małe kroczki, w obecnym stanie
robiąc normalne kroki, pewnie straciłby równowagę.
- Zamknięte- powiedział- Granger
masz różdżkę, prawda?- zwrócił się do niej, patrząc prosto w jej oczy; znaczy
tak myślał, że to są oczy, bo panująca ciemność nie pozwoliła mu tego dokładnie
zidentyfikować.
- A Ty nie masz?- zapytała
głupio.
- Niee- przeciągnął.
Chwilę wpatrywali się w siebie po
czym wybuchli niekontrolowanym śmiechem. Cóż, dwójka wrogów, zamknięta razem,
na małym balkonie o pierwszej w nocy, bez różdżek, a ich przyjaciele tak jakby
wyparowali, bo po drugiej stronie była kompletna cisza. Zabawne. Czy ktoś
zaliczy lot z piątego piętra?
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Czy Draco i Hermiona wyjdą z tego cało? Czy może pożegnamy się, z którymś z głównych bohaterów?
Piszcie co myślicie!
Pozdrawiam,
Piszcie co myślicie!
Pozdrawiam,
Oho, coś czuję, że ta ich "mała przygoda" na balkonie może zrodzić jakieś dobre owoce, może zacznie się między nimi coś dziać? I naprawdę bardzo bym nie chciała, żeby się nawzajem z tego balkonu pospychali. :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
melodie-duszy.blogspot.com
Już w piątek dowiemy się, czy będą jakieś ofiary z tej niecodziennej sytuacji!:)
UsuńRównież pozdrawiam i życzę dobrej nocy!
Oj, cos czuje, ze kolejny rozdział moze byc ciekawy. Moze jednak sie nie pozabijają :D dobrze, ze Ginny i Pansy sie jakos dogadały. Ale gdzie siostra Notta? Jestem ciekawa!
OdpowiedzUsuńO Sue nie zapomniałam, jednak trzeba na nią troszkę poczekać:D Pozdrawiam!
UsuńPodoba mi się to jak przedstawiłaś Pansy fajnie, że nie jest głupią idiotką ganiającą za Malfoy i cieszę się że dziewczyny tak dobrze się dogadują ;)
OdpowiedzUsuńJa tak zawsze Pansy postrzegałam, nie jako głupią lale, ale mądrą dziewczynę,która po prostu miała ciężką przeszłość :)
UsuńPozdrawiam!