Nastał
chłodny, deszczowy i wietrzny listopad, ponura atmosfera wyjątkowo mocno
udzielała się w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, a powodem tego nie
była tylko i wyłącznie charakterystyczna angielska pogoda. Panika powoli i
skrupulatnie rozszerzała się po ciemnych korytarzach, docierając do uczniów.
Najpopularniejsza gazeta czarodziejskiego świata informowała o strasznych
wydarzeniach, które rozpoczęły się z początkiem nowego roku szkolnego. Każdy z
uczniów, wciąż wracając myślami do przerażających wspomnień z czasów istnienia
Voldemorta, z gęsią skórką czekał na kolejne wydania Proroka Codziennego.
Zabójstwa mugoli, zaginięcia czarodziejów pół krwi i naprawdę makabryczne i
bolesne tortury byłych śmierciożerców, które kończyły się śmiercią; takie artykuły
pojawiały się w porannych i wieczornych wydaniach. W Hogwarcie każdy trzymał
się w kilkunastoosobowych grupach, liczbę patroli podwojono, a nauczyciele
zaczęli jeszcze bardziej niż zwykle zwracać uwagę na poszczególnych uczniów.
Wszystko to w obawie o bezpieczeństwo. W planach miały powstać dodatkowe
zajęcia pozalekcyjne, działające na podobnej zasadzie co Gwardia Dumbledore’a,
jednak działające za zgodą kadry nauczycielskiej. Miałyby one na celu uczyć
obrony przed czarną magią, szczególnie najmłodszych uczniów, a „atrakcją”
byłoby spotkanie z Harrym Potterem i jego przyjaciółmi. Według nowej dyrektorki
Hogwartu, powierzenie tego zadania trójce uczniów z jej domu jest konieczne,
gdyż większość młodszych uczniów nie pojmuje powagi sytuacji, a nie można im
nakazać tego jako obowiązku. Dlaczego? Ministerstwo ma oko na szkołę Magii i
Czarodziejstwa. Odkąd rządy przejął Kingsley wszyscy byli pewni, że
najważniejszy organ władzy w magicznej części Wielkiej Brytanii będzie
sprawiedliwy i niekomercyjny. W istocie tak było, jednak ostatni miesiąc
wprowadził zmiany. Czy dobre? Były minister nieoczekiwanie zachorował i już od
dwudziestu dni przebywa w Świętym Mungu, a jego stan zdrowia jest ściśle tajny.
Jego miejsce „tymczasowo” zajęła Dolores Umbridge, która zdążyła wprowadzić już
dziesiątki zmian i przypodobać sobie większą część pracowników ministerstwa. Na
nowo powołany został Zakon Feniksa, do którego należało część nauczycieli,
Syriusz Black i wielu innych osób, a w
tym Harry Potter, który dzięki swojemu ojcowi chrzestnemu i Severusowi Snapowi,
miał dostęp do najważniejszych informacji. Tak, znienawidzony nauczyciel
wstawił się za chłopcem, który przeżył.
Część członków Zakonu Feniksa ostro
debatowało w kwaterze głównej, jaką został Grimmauld Place 12. Głównym tematem
był Harry Potter, który ze spokojem, jednak z irytacją wpatrywał się w ludzi zebranych
w wielkiej kuchni.
-Przecież to jeszcze dziecko! Nie musi się narażać!-
krzyknęła po raz kolejny Molly Weasley.
-Molly! Przecież Harry może nam pomóc!- Syriusz
Black tracił cierpliwość, powtarzała się sytuacja z piątego roku.
-On sobie nie poradzi!- zaprzeczyła szybko. Harry’emu
było przykro, że mimo tego wszystkiego, on nadal traktowany był jak dziecko,
choć już nieraz udowodnił, że jest dorosły oraz wykazał, że potrafi działać w kryzysowych
sytuacjach. Spojrzał po twarzach ludzi będących w kuchni. Pani Weasley,
Syriusz, Mundungus Fletcher, George Weasley, Severus Snape. Ten ostatni z
nieprzeniknioną twarzą wpatrywał się w niego. Czarne jak heban tęczówki zderzyły
się z ciepłymi zielonymi oczami, a potem stało się coś, czego Harry się nie spodziewał,
nikt się nie spodziewał.
Trwającą już ponad trzydzieści minut sprzeczkę
przerwał:
- Potter, chcesz należeć do Zakonu?- zapytał
wyprutym z emocji głosem profesor Snape, uważnie obserwując chłopaka. W kuchni
zapadła cisza, każdy ze zdziwieniem wpatrywał się w tę dwójkę.
-Chcę, profesorze- odpowiedział pewnie chłopak,
wciąż hardo wpatrując się w ciemne oczy. Znów zapadła cisza, nie zbyt
przyjemna, a wręcz emanowała niepewnością czy nawet strachem, który bądź co bądź
nie był uzasadniony. Dla Harry’ego była to wieczność, czuł się tak niezwykle
mały pod czujnym okiem mężczyzny, z którym nigdy nie miał dobrych relacji. Nie
rozmawiali od pamiętnego spotkania we wrzeszczącej chacie, które wręcz przesądziło
o wygranej, jednak mimo to coś się między nimi zmieniło. Nie była to jakaś
wielka zmiana, widoczna dla osób trzecich, dla nich jednak wiele znaczyła, choć
żadne się do tego nie przyznawało. Zaczęli się rozumieć, skończyło się
wyżywanie profesora na chłopaku, nadal był ostry i wymagający, jednak nie
upokarzał go na każdym kroku, jak to miało miejsce przez poprzednie lata, w
końcu wyzbył się nienawiści, zamykając rozdział przeszłości, który sprawił mu
tak wiele bólu; dzieciństwo. Harry zaczął rozumieć powody, jakie kierowały
Severusem Snape i mimo, że jeszcze nieraz narzekał na ilość prac domowych,
które zadawał, to przestał postrzegać go jako człowieka zimnego, złego do
szpiku kości, bez serca. Odnalazł w nim człowieczeństwo, w które tak bardzo
wierzył Dumbledore.
-Black ma racje, chłopak może pomóc, nie musi brać
udziału we wszystkich akcjach- powiedział Snape, nie zwracając uwagi na
zszokowane twarze towarzyszy. Nie wiem ,kto był bardziej zdziwiony, Harry, że
profesor zgodził się na to, aby posiadał wszystko informacje co reszta
członków, czy Syriusz, tym, że Severus przyznał mu rację.
Tak,
od tego czasu Harry Potter należał do Zakonu Feniksa, jako jedyny ze złotej
trójcy. To nie znaczy, że pozostała dwójka wcale nie chciała do niego
przystąpić, wręcz przeciwnie. Ron, mimo że dorosły, dostał ostry zakaz od Molly
Weasley, która pod żadnym pozorem nie chciała się zgodzić na to, by został
członkiem Zakonu. Oczywiście rudy chłopak ostro się sprzeciwiał, jednak nie
znajdując poparcia u innych członków, którzy doskonale znali trudny temperament
młodego Weasley’a oraz złość jego matki, woleli się nie udzielać, w końcu
rudzielec zrezygnował, jednak jeszcze przez dłuższy czas chodził wściekły.
Hermiona Granger, po tym jak dowiedziała się, że Ron nie mógł zostać przyjęty,
sama zrezygnowała, aby nie sprawić mu przykrości, jednak pozostawała w tajnym „sojuszu”
z Harrym, który miał przekazywać jej niektóre, nieoficjalne, tajne informacje. Przez
pierwsze tygodnie, atmosfera między wybrańcem i młodym Weasleyem była ogromnie
napięta i mimo, że Harry starał się jak najszybciej naprawić ich relację, to Ron
chował głęboką urazę, o to, że Harry jest w zakonie Feniksa, w końcu jednak się
pogodzili, jak to przyjaciele.
Harry
Potter znów stał się wielką sensacją w Hogwarcie, zresztą nie tylko on bo Hermiona
i Ginny też były wytykane palcami.
Dlaczego? Wszystko zaczęło się od rozmowy z pewną ślizgonką, Pansy Parkinson.
Kto by pomyślał, że Gryffindor i Slytherin może normalnie rozmawiać. A tak,
szczerze powiedziawszy między trójką dziewczyn, zaczęła się rodzić nić
przyjaźni, jeszcze nie za bardzo trwała, ale kto wie? Harry i Pansy, wcielili w
życie swój plan, przekonania przyjaciół do siebie, jednak działali powoli, żeby
sprawdzić czy potrafią ufać sobie
nawzajem. Sprawiło to, że ta dwójka coraz więcej czasu spędzała ze sobą,
najczęściej zdawali sobie relację, z postępów, ale niekiedy nawet wspólnie się uczyli. Do tej
czwórki szybko dołączył Blaise.
Najbardziej
zniesmaczeni tak bliską znajomością Ślizgonów i Gryfonów byli Ron i Teodor, dla
których to była jak zdrada. Draco Malfoy zostawał bierny i w ogóle nie zaplątał
sobie tym głowy, jakoby to miało być czymś złym. Młody Malfoy miał ważniejsze
sprawy na głowie, a przy tym jeszcze większą motywację do odnalezienia
mściciela. Tak był nazywany sprawca tych wszystkich morderstw, tortur i innych nieprzyjemnych
wydarzeń, choć w zasadzie nikt nie wiedział, czy jest to kobieta, czy
mężczyzna, nie wiedzieli oni nic. Jeszcze. Dla Draco ten miesiąc był szokujący.
Teraz nie martwił się tylko o matkę, ale i o siostrę, jeszcze nienarodzoną.
Pewnej chłodnej i mokrej soboty, gdy najchętniej nie
wychodziłoby się łóżka, do dużego okna w pokoju prefektów należącego do
ślizgonów zapukała piękna, brązowa sowa. Młody Malfoy, który dopiero co
otworzył powieki, niechętnie wstał z łóżka, cicho klnąc na wszystko i ruszył do
źródła dźwięku. Gdy tylko, zobaczył, co, a raczej kto wybudził go z pięknej, ciepłej
rzeczywistości, o której właśnie śnił, oprzytomniał. Szybko wpuścił sowę i nie
bawiąc się na zbytnie uprzejmości oderwał list z rodem Malfoyów i zaczął
czytać.
Drogi Draco,
Mam nadzieję ,że u Ciebie wszystko w porządku i miło
spędzasz swój ostatni rok nauki w Hogwarcie. Zostałam poinformowana o Twoich
dotychczasowych ocenach i jestem niezmiernie dumna, że przykładasz się do
zajęć. Piszę jednak w innej sprawie.
Wiem, że
powinnam Ci o tym powiedzieć osobiście, jednak nie było okazji. Rozumiem też, że
może być to dla Ciebie szokiem. Draco… Będziesz miał siostrę. Jestem w ósmym
miesiącu ciąży, z Twoim ojcem.
Prawdopodobnie
poznasz Katie już na święta.
Kocham Cię
synku.
Tak… Był to szok dla młodego Malfoy’a i przez pewien
czas nie mógł tego przyswoić. Siostrę? Ciąża? Poznasz? Tego wszystkiego było za
dużo i chłopak nie rozumiał, dlaczego dowiaduje się o tym dopiero po ośmiu
miesiącach i dlaczego nic nie zauważył.
***
Dziś jest ten dzień- pomyślał Harry, odkładając
gazetę, w której znalazła się wzmianka o brutalnym gwałcie na mugolaczce.
Właśnie siedział z przyjaciółmi w wielkiej sali, na obiedzie, jednak po
przeczytaniu Proroka całkowicie stracił apetyt. Nawiązał kontakt wzrokowy z
Pansy, która również miała nietęgą minę. Ufał jej, może to głupie dziwne i naiwne
, bo w sumie rozmawiają ze sobą z miesiąc, ale zaczął darzyć ją zaufaniem.
Wiedział, że potrzebuje jej pomocy, musieli się w końcu dowiedzieć o tej
klątwie. Harry miał przeczucie, że to będzie przełomem. Najważniejszy był Malfoy,
który był jedyną „czystą” osobą, czyli tą, która zerwała całkowicie ze
śmierciożerstwem, bynajmniej tak twierdziła Pansy. Nie mieli innego wyboru.
Snape, nie miał już swojego znaku, przeszedł bolesną i długotrwałą kurację,
która jednak zadziałała w stu procentach.
-Spotkajmy się za piętnaście minut w pokoju życzeń-
powiedział chłopak i udał się do wyjścia z wielkiej Sali. Ron, Hermiona i Ginny
spojrzeli po sobie zdziwieni.
W tym samym czasie ze swojego miejsca przy stole
Ślizgonów wstawała czarnowłosa dziewczyna.
***
Hermiona odliczała w myślach czas, nie miała pojęcia,
o co może chodzić Harry’emu. Szła właśnie powoli w stronę siódmego piętra; była
sama. Ginny musiała wrócić na chwilę do pokoju, a Ron poszedł do łazienki.
Pogrążona we własnych myślach nie zauważyła osoby, która właśnie wyłoniła się zza
zakrętu i z impetem wpadła w blondwłosego, młodego mężczyznę. Uderzenie było na
tyle mocne, że przewróciła się i z podłogi obserwowała źródło swojego
fizycznego bólu.
-Uważaj jak chodzisz!- Syknął Draco, podnosząc się do
pozycji stojącej- Granger…
Było to ich pierwsze spotkanie sam na sam od
imprezy. Przez cały miesiąc się unikali, znaczy to chłopak unikał Hermiony,
wyjątkowo nie mieli wspólnych patroli, ani innych wspólnych spraw, więc nie
byli narażeni na swoją obecność. Draco był strasznie zirytowany na siebie i na
młodą gryfonkę. Mimo iż nie mieli ze sobą żadnych relacji, chłopak nieraz łapał
się na tym, że wpatruje się w nią podczas śniadania, czy na lekcji, czasem
myślał o tym, co by ona myślała na jakiś temat. To było chore! Przecież oni
rozmawiali tylko raz i to po pijaku!
-Sam uważaj- warknęła, rozmasowując prawą dłoń, na którą
wpadła. Bolała niemiłosiernie. Podniosła głowę i natrafiła na jego chłodne,
szare tęczówki. Stali jak zahipnotyzowani, wpatrując się w siebie nawzajem. Po
chwili Draco oprzytomniał i spojrzał na jej dłoń, zsiniała i lekko podpuchła
Powoli podszedł do niej, patrząc jej prosto w oczy. Wyciągnął rękę i delikatnie
chwycił jej dłoń, na co ona syknęła.
-Co ty robisz?- wydukała, patrząc na niego, ciepło
jakie poczuła w chwili zetknięcia się ze sobą ich dłoni, było co najmniej
niepokojące.
-Boli?- szepnął, tak cicho, że ledwo co usłyszała,
powoli pokiwała głową- pomogę Ci dobrze?
Nie wiedział, dlaczego to robi i dlaczego tak się
czuje. To było coś nowego i mimo że wiedział, że powinien już dawno odejść,
chciał jej ukoić w bólu, który przecież sam spowodował. Tak sobie to tłumaczył,
ale może to była tylko zwykła potrzeba bliskości?
Nie wiedziała, dlaczego to robi, ale ponownie
pokiwała głową na znak zgody. Była jak w transie, przy nim czuła się tak
wyjątkowo, tak jak nigdy przy Ro..
On mi chce tylko pomóc, to normalne- myślała.
Draco drugą, wolną ręką wyciągnął różdżkę, na co
Hermiona się napięła, jednak nie wyrwała dłoni. Automatycznie, nie myśląc co
robi, delikatnie puścił jej chorą dłoń i odgarnął błąkający się po jej twarzy
kosmyk włosów. Był tak blisko…
-Nic ci nie zrobię- mówił szeptem, tak jakby podniesiony
głos mógłby zmyć tę wyjątkową atmosferę. Widząc nieme pozwolenie w jej oczach,
ponownie chwycił jej dłoń i wymówił zaklęcie.
-Adorase*
Ból zniknął, tak samo, jak zsinienie. Jednak on
dalej trzymał jej dłoń, a ona wpatrywała się w jego oczy. Nagle Draco
spanikował, gdy jego myśli niebezpiecznie zaczęły krążyć wokół jej ust..
Przywrócił na twarz maskę obojętności, którą przy niej tak łatwo zdjął,
odwrócił się i ruszył przed siebie. Gdy znikał, już za zakrętem usłyszał ciche:
-Dziękuję
A na jego twarzy, pierwszy raz od bardzo dawna
wykwitł szczery uśmiech.
***
-Co oni tu
robią!?- krzyknął Ron, patrząc z niedowierzeniem po twarzach ślizgonów.
-Zaraz wszystko wyjaśnimy – powiedział Harry, na co
Pansy kiwnęła głową.
Znajdowali się w pokoju życzeń, który przeobrażony był
w ciepły, przytulny pokoik. Na środku był wielki drewniany stół, a po obu jego
stronach dwie skórzane, czarne kanapy.
Teodor i Ron usiedli po przeciwnych stronach i
mierzyli się wściekłymi spojrzeniami. Blaise miał niezłą zabawę z tej sytuacji,
Draco i Hermiona byli dziwnie nieobecni, a Ginny tylko z niepokojem zerkała na przyjaciółkę.
-Chodzi o to, że potrzebujemy waszej pomocy- zaczęła
Pansy i stanęła obok Harry’ego.
-Tak, chodzi o to, co się teraz dzieje- dopowiedział
wybraniec.
-Chodzi o Mściciela- Jak na zawołanie cała reszta
zwróciła głowy w stronę Pansy.
I tak Harry wspólnie z czarnowłosą ślizgonką
opowiedział o sednie sprawy.
-… Dlatego potrzebujemy twojej pomocy Malfoy.
-W porządku- powiedział beznamiętnie- daj tę
książkę.
-Co? Nie będę współpracować ze ślizgonami! To pewnie
ich sprawka!- wydarł się Ron, cały czerwony na twarzy.
-Zamknij się Wieprzlej! Wy się naprawdę na to
zgadzacie?- Teodor spojrzał z powątpiewaniem na przyjaciół.
-Tak, Teo, wszystkim nam zależy na tym, żeby to się
skończyło- powiedział nad wyraz poważnie Blaise, wiedział, że to przekona młodego
Notta.
-Wyście powariowali!- krzyknął Ron- Ginny nie
popierasz ich, prawda?
Rudowłosa dziewczyna wstała i stanęła obok Harry’ego
i Pansy.
-Uspokój się Ron- powiedziała, patrząc w oczy brata.
-Hermiona?!- chłopak popatrzył z desperacją w oczach
na swoją dziewczynę.
-Przykro mi- odpowiedziała smutno, była zawiedziona
reakcją rudowłosego, wstała i również stanęła obok Harry’ego.
Młody Weasley widząc, że nie ma żadnego poparcia,
wściekły wybiegł z pokoju życzeń.
-Dziękuję- powiedział wybraniec, chwytając swoje
przyjaciółki za dłonie.
-Nie ma sprawy Harry- powiedziała spokojnie Ginny, a
Hermiona pokiwała głową i uśmiechnęła się.
Pansy na ten widok poczuła się strasznie dziwnie,
było jej tak jakby smutno? Nie umiała tego racjonalnie wytłumaczyć. Nie była
ona jedyną osobą, która w tym momencie poczuła nieprzyjemny ścisk w sercu.
-To co, zaczynamy?- powiedział Blaise, któremu
zdecydowanie ta sytuacja się nie podobała.
-Tak.- odpowiedział Harry i wyciągnął z kieszeni
pomniejszoną księgę- Hermiono, możesz?
-Jasne- dziewczyna wyciągnęła różdżkę i
wypowiedziała zaklęcie, po chwili na stole leżała księga, już normalnych
rozmiarów. Otworzyła ją na odpowiedniej stronie i z oczekiwaniem spojrzała na
Draco, pierwszy raz od niezwykłej sytuacji na korytarzu.
Chłopak bez słowa wstał i podwinął lewy rękaw.
Widział jej wzrok, niepotępiający, a współczujący i to było najgorsze. Nie
wiedział, dlaczego było to dla niego tak ważne.
Już po chwili puste stronicę zaczęły wypełniać się
tekstem, a wyblakły mroczny znak na lewym przedramieniu Draco Malfoy’a zaczął
krwawić.
----------------------------------------------------------------------------------------------
*Zaklęcie uleczające (mojej twórczości)
Obiecany rozdział. Przepraszam, że tak spóźniony,
postaram się, żeby to był ostatni raz. Jak się podoba?
Miłej nocy :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Twój komentarz da mi pełno motywacji!